Jakiś gbur kopnął ogryzek i trafił
Eligiusza w sam nos. Wobec tego Dziad Dyplomowany Radziwiłł Eligiusz otworzył
Prawe i zaraz potem lewe oko, a następnie uniósł się trochę na posłaniu i
łokciem się podparł.
– Dzień dobhy, kuhwa. – Sapnął sam
do siebie i jął się na nogi ghamolić.
Pora była już najwyższa. Całkiem
widno się zrobiło, syreny fabryczne wyły, przypominając o godzinie zamachu na
katastrofę, ludzie spieszyli stać w kolejkach po pięćset plus, a na domiar złego
jakieś pijaki zamoczyły w nocy Dziadowi posłanie, pracowicie uklepane ze sfilcowanych
numerów „Wesz-dziennika”.
– Nie masz pan jeszcze jakichś zwhotów?
– Zagaił w związku z tym Dziad do kioskarza.
– Bierz se pan, ile wola. W kurwę
tego leży za kioskiem. W zimie to przynajmniej ludzie na onuce biorą, a teraz… Chuj,
panie, nie interes. Jeszcze mi psy srają na to.
– Bóg zapłać, dobhy człowieku! –
Ucieszył się Dziad. – A nie kupiłby pan ohdehu? Za pahę kopiejek oddam, niedhogo.
– No, pokażże pan. – Zaciekawił się
kioskarz. – Jaki order?
– Ba! Złoty. Za Zasługi dla Obhonności
Khaju.
– Bujdy. Jakiego znowu kchaju?
– Panie! Naszego khaju. Obejrzyj pan
i dawaj pół hubelka, a nie: jaki? jaki?
– Hmmm… Wygląda jak prawdziwy –
mruknął kioskarz niewyraźnie, bo równocześnie zębem badał próbę aluminium. Nie
mam jeszcze w ofercie, to dam panu czterdzieści kopiejek.
– Cztehdzieści?! Panie! Złodziej by
mnie dał przynajmniej siedemdziesiąt pięć! Z takiej blachy, panie, to o! jaką
łyżkę ładną można sobie wyklepać kamieniem! – Tu Dziad jął zza onucki wyciągać
całkiem zgrabny zestaw sztućców własnej roboty.
– Ja złodziej?! Żebym ci zaraz
dziadu jeden ze grzywy nie kręgielnął! Mówiłeś przecież dopiero co, że pół
rubla?!
– Strzyknąć, smahkaczu, to chyba ja
ci mogę! Niech będzie z moją sthatą za pół hubelka i przybite. Powiedzmy, że phomocja.
– To przybite. Lubię z panem
interesy robić, panie Eligiuszu. A skąd ten order, jeśli można spytać?
– A żadna tajemnica. W aptece mnie
zamiast heszty wydali. Do leków bezpłatnych. Zawsze oszwabią. Złodzieje.
– Ano – złodzieje, złodzieje – podsumował
kioskarz i wrzucił blachę do kartonika pełnego różnych śmieci.
– O! A tu to mam coś dla pana w
prezencie, panie poruczniku. – Wyciągnął z pudełka stary wędkarski błysk. –
Mnie to dzieciaki z tej kamienicy na Leppera zostawiły na wymianę. Za plakietkę
„Wembley 73 Pamiętamy!” i za „Purpurową Mosznę”.
– Panie Genku, to ja pana dłużnikiem
teraz będę!
– A w żadnym razie, panie Eligiuszu!
My, weterani, to się wspierać musimy, inaczej całkiem nas te złodzieje zamorzą.
– A to Bóg zapłać! I pochwalona
Wenera zawsze!
– A pochwalona!
Marysia poleca także obszerniejsze migawki z życia Falangisty Wyklętego Radziwiłł Eligiusza w naszym sandżaku:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz