wtorek, 4 października 2016

(6) Rześki poranek Dziada R. Eligiusza

Jakiś gbur kopnął ogryzek i trafił Eligiusza w sam nos. Wobec tego Dziad Dyplomowany Radziwiłł Eligiusz otworzył Prawe i zaraz potem lewe oko, a następnie uniósł się trochę na posłaniu i łokciem się podparł.
– Dzień dobhy, kuhwa. – Sapnął sam do siebie i jął się na nogi ghamolić.
Pora była już najwyższa. Całkiem widno się zrobiło, syreny fabryczne wyły, przypominając o godzinie zamachu na katastrofę, ludzie spieszyli stać w kolejkach po pięćset plus, a na domiar złego jakieś pijaki zamoczyły w nocy Dziadowi posłanie, pracowicie uklepane ze sfilcowanych numerów „Wesz-dziennika”.
– Nie masz pan jeszcze jakichś zwhotów? – Zagaił w związku z tym Dziad do kioskarza.
– Bierz se pan, ile wola. W kurwę tego leży za kioskiem. W zimie to przynajmniej ludzie na onuce biorą, a teraz… Chuj, panie, nie interes. Jeszcze mi psy srają na to.
– Bóg zapłać, dobhy człowieku! – Ucieszył się Dziad. – A nie kupiłby pan ohdehu? Za pahę kopiejek oddam, niedhogo.
– No, pokażże pan. – Zaciekawił się kioskarz. – Jaki order?
– Ba! Złoty. Za Zasługi dla Obhonności Khaju.
– Bujdy. Jakiego znowu kchaju?
– Panie! Naszego khaju. Obejrzyj pan i dawaj pół hubelka, a nie: jaki? jaki?
– Hmmm… Wygląda jak prawdziwy – mruknął kioskarz niewyraźnie, bo równocześnie zębem badał próbę aluminium. Nie mam jeszcze w ofercie, to dam panu czterdzieści kopiejek.
– Cztehdzieści?! Panie! Złodziej by mnie dał przynajmniej siedemdziesiąt pięć! Z takiej blachy, panie, to o! jaką łyżkę ładną można sobie wyklepać kamieniem! – Tu Dziad jął zza onucki wyciągać całkiem zgrabny zestaw sztućców własnej roboty.
– Ja złodziej?! Żebym ci zaraz dziadu jeden ze grzywy nie kręgielnął! Mówiłeś przecież dopiero co, że pół rubla?!
– Strzyknąć, smahkaczu, to chyba ja ci mogę! Niech będzie z moją sthatą za pół hubelka i przybite. Powiedzmy, że phomocja.
– To przybite. Lubię z panem interesy robić, panie Eligiuszu. A skąd ten order, jeśli można spytać?
– A żadna tajemnica. W aptece mnie zamiast heszty wydali. Do leków bezpłatnych. Zawsze oszwabią. Złodzieje.
– Ano – złodzieje, złodzieje – podsumował kioskarz i wrzucił blachę do kartonika pełnego różnych śmieci.
– O! A tu to mam coś dla pana w prezencie, panie poruczniku. – Wyciągnął z pudełka stary wędkarski błysk. – Mnie to dzieciaki z tej kamienicy na Leppera zostawiły na wymianę. Za plakietkę „Wembley 73 Pamiętamy!” i za „Purpurową Mosznę”.
– Panie Genku, to ja pana dłużnikiem teraz będę!
– A w żadnym razie, panie Eligiuszu! My, weterani, to się wspierać musimy, inaczej całkiem nas te złodzieje zamorzą.
– A to Bóg zapłać! I pochwalona Wenera zawsze!
– A pochwalona!


Marysia poleca także obszerniejsze migawki z życia Falangisty Wyklętego Radziwiłł Eligiusza w naszym sandżaku:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz