Przed lekturą skontaktuj się z
lekarzem lub farmaceutą – może być Bartłomiej Misiewicz.
1. Kaczeniec, kacze ziele – roślina endemiczna,
nie występuje poza Żoliborzem. Niezbyt wielka, ale pełna uroku. Krótka, pękata
łodyga, kwiatostan przerzedzony, słupek siwy i skurczony, a pręciki giętkie. Oczka
rozbiegane, śmiech rozbraja. Rozsądne owady omijają, zniechęcone zapachem. Jest
za to znakomitą przynęta na różnego rodzaju karaczany, mendy, wszy, gnidy, kołtuny
i kleszcze. Kto lubi – niechaj się o kaczeńca otrze, będzie miał tego pod
dostatkiem.
W ludowych legendach zakwita w Noc
Wielkiej Kupały – kto go wówczas wyrwie, temu kaczeniec spełni najśmielsze
fantazje erotyczne i finansowe. Niestety, wciąż brak szczęśliwych śmiałków, bo
na Kupałę wszyscy zainteresowani grillują i żłopią. Wyjątkiem jest posłanka
PiS, prof. P-icz, która nie grillowała, a wyrwała, i kaczeniec spełnił jej
roszczenia. Dzięki temu kupała, przepraszam – kupiła sobie nowe ciuchy, a
rozczulający rumieniec nie schodzi jej z lica.
Zrywane w innych terminach kacze
ziele powoduje jedynie podbystrzenie erotyczne, biegunę i sprowadza plagę
karaluchów (por. wyżej). Osoby o niewielkim wyrobieniu, mogą próbować z jego
pomocą zaradzić długotrwałym zatwardzeniom. Łatwo jednak wówczas o katastrofę: permanentny
wzwód u mężczyzn, u dam zaś – przemilczmy – oraz relaksujące jelita działanie
kaczeńca mogą się w parze okazać zabójcze. Ofiarom zaleca się pielgrzymkę do
któregoś z druidycznych sanktuariów (na Krakowskie Przedmieście, na Wawel itp.)
i tam oddawanie się rytualnym tańcom św. Wita. No, ale i tak ktoś kiedyś będzie
musiał po nich posprzątać…
Drzewka zapachowe „Wunderbaum” na
smród kaczeńca nie działają.
2. Macier-zanka (nieprawidłowe formy:
zacier-zenka lub zaciążanka), także: szalej, blekot, ziele św. Antoniego –
halucynogen, w większych dawkach trucizna; w magii ludowej stosowana „na zguby
i straty”: papojka naparem z macier-zanki ma jakoby otwierać wrota umysłu i
umożliwiać odnalezienie rzeczy zgubionych – kluczy, portfeli, pińciuset złotych,
szabli Marszałka, husarskich skrzydeł, serca pod miedzą, wraku tupolewa. Ojciec
Klimatko twierdzi jednak, że nawet przyswajanie wziewne (fajki, lufki, skręty,
szisze, bongosy, wciąganie przez hejnałówkę) jest zgubą dla rozumu, a macier-zanka
dodana do staropolskiego bigosu – powoduje wiatry i huragany. Z dupy zioło,
jednym słowem.
3. Sasianka – chwast drugorzędny,
ale za to pierwszego sortu. Siwa i kosmata, poczwarna, dość głośna.
4. Kempa – także: giender, kwokawa;
nie jest to, jak się sądzi powszechnie, środek wczesnoporonny, a potoczna nazwa
biocenozy roślinnej (fitocenozy); ale inteligencję ma porównywalną z pojedynczą
pokrzywą, która, nawiasem mówiąc, milsza w dotyku. Występuje na ogół wespół z
moczarem, bagnem, błockiem lub breją. Bardzo głośna. Kiedy jest w fazie
godowej, wydaje z siebie irytujący hałas, pokrzykuje, tokuje, gdacze i sapie. Cały
czas jest w fazie godowej. Cały czas wydaje z siebie irytujący hałas,
pokrzykuje, tokuje, gdacze i sapie. Znieść nie idzie, chyba że jajo. (Czasem
idzie i znosi.)
5. Bielan dziędzierzawa (Denatura stramonium, A., 42 l.) –
odmiana bielunia (Datura stramonium L.),
także: czarcie ziele, pinderynda (w kieleckiem), pindyrynda (na Śląsku),
świńska wesz (w sandomierskiem), durna rzepa; silny narkotyk i trucizna, zawiera
skopolaminę, czyli jakoby serum prawdy, ale jaka to prawda, każdy sam może
ocenić. W mniejszych dawkach powoduje rozszerzenie źrenic (tak zwany wytrzeszcz
gał) i tachykardię (tak zwaną pikawę) przed telewizorem. W dawkach większych – nieprzyjemne
omamy wzrokowe i słuchowe (słyszy się na przykład, jak bielan gada – brrr!), przejściową
utratę mowy, częste parcie na mocz z trudnością jego oddawania, dezorientację z
nierozpoznawaniem otoczenia, rozszerzenie źrenic i zaburzenia widzenia z jego przejściową
utratą, drgawki, gały czerwone jak słoń w jarzębinie, nieświeży oddech, skłonność
do przepierki, śmierć, a w skrajnych przypadkach – nadwagę.
6. Szyszka – jak mówi ludowe
porzekadło: „gruszko na wirzbie, a szyszko na latarni”. Kostropaty, zdrewniały owocnik
niektórych nagonasiennych (Gymnospermae),
ostatnio szczególnie często obserwowany w Puszczy Białowieskiej, gdzie jest
importem (to jest gatunkiem inwazyjnym). Podczas zbiorów częste przypadki
pogryzienia przez kleszcze, kornika drukarza albo drwali z Podlasia. Korzyści
dla zielarstwa żadnych, ale z szyszek można robić fajne ludziki i na tych
szyszkoludach pokazywać dzieciom, dlaczego Polacy są ładniejsi od innych nacji.
(Przykład scenariusza lekcji: robimy ładne ludziki z kasztanów i zapałek ppoż. „Sianów”
– to będą Polacy – a szyszkoludy będą przedstawiać islamistów, żydomasonów,
lewaków, KOD-aków, Murzynów albo Ruskich itp.; od razu widać, kto ładniejszy.)
7. Barszcz Kamińskiego – nie
roślina, a bardzo trująca zupa, tak przy tym gorąca, że można się srodze poparzyć
i mózg sobie obgotować. Czerwona. Kamiński jadł – i proszę!
8. Pantofelki Matki Bosak –
Czytelnik się zdziwi, bo przecież wiadomo, że matka Bosaka chodziła na bosaka,
ale właśnie o to chodzi, że tę roślinę to tak nazwano dla jaj. Jest mikra, brunatna,
taka jakby pryszczata. Właściwie to porost (nie – zarost). Wykształcenie średnie (a nawet bardzo
średnie). Trujące są te pantofelki okropnie, ale nie stanowią dużego zagrożenia
dla dzieci i młodzieży, bo tylko zupełne głupole się tego dotkną. I narodowi fetyszyści. Występują w
symbiozie z turbofolkiem niżowym i kibolem wyklętym.
9. Paprotka – trudno ją opisać, taka
niepozorna i cicha. Za to jak się rozpleni, to rany! Najbardziej lubi w gąszczu
innych paprotek i jednym głosem (wtedy hałaśliwa). Kiedy się poociera o
kaczeńca, myśli, że sama jest kaczeńcem i wówczas startuje w wyborach do rady
parafialnej, dzielnicowej albo i w plebiscycie do Zgromadzenia Narodowego. Zazwyczaj
ma ciemno, a lubi mieć mokro. I na ogół ma.
W zeszłym roku jedna paprotka z Rady
Miasta Gdyni napadła na marsz zboczeńców z LGBT i tak im usiadła na drodze, że aż
musieli ją obejść. A w Krakowie paprotki (i paprotniki) założyły Trzecią
Nekropolię Narodową (TNN), ale musiały w niej pochować Mrożka. Żal! Paprotek
wszędzie pod dostatkiem. Rozejrzyj się! Przytul paprotkę! Nie puszczaj, póki
nie zsinieje.
10. Wiatyk –– nie mylić z e-witek, kwitek,
tym bardziej nie mylić z kwiatek. Kto się spojrzy na wiatyk, temu ostatnie
namaszczenie. Tak przynajmniej mówią na Kurpiach. Redakcja na wszelki wypadek nie
spogląda, więc potwierdzić nie potrafimy. Wieść gminna niesie, że jeśli spożyje
ją dziewica, niechybnie zamieni się w lafiryndę, jeśli zaś matrona, to zamieni
się w lafiryndę, a jeśli dama, wówczas zamieni się w lafiryndę. Natomiast jeśli
spożyje ją lafirynda, cudownym sposobem zamieni się w Jarosława Kaczyńskiego.
Niesprawdzone.
[Głos odrębny: Stryj twierdzi, że
ktoś poczęstował go kiedyś wiatykiem i całą noc latał na golasa na ożogu.
Redakcja (Wincenty): Mało
prawdopodobne. Owszem Stryj często lata nago, ale to nie od herbatek ziołowych. I nigdy potem nie trafia do Sejmu, tylko na kolegium albo do sądu
grodzkiego.]
11. Zelnik – tak Czesi, Amerykanie i
inni ludzie bez kultury nazywają zielnik.
12. Ruchadło Leśne – ulubione ziółko
Andrzeja D. Uwaga! Nie jest rośliną!
Reb Mitzewer poleca także:
Atlas grzybów Wielkiej Polski od morza do morza
*
Reb Mitzewer poleca także:
Atlas grzybów Wielkiej Polski od morza do morza
Jestem oburzona! Jak pan może w tak ordynarny sposób opisywać Ludzi, którzy próbują oczyścić nasze Polskie mieszkanko z tego, co się do podłóg i mebli POPRZYLEPIAŁO?! Gardzę panem i takimi jak pan! Pokazujecie teraz swoją prawdziwą twarz i plujecie jadem na wszystko! Jesteście pewnie starymi ubekami! Odcięto was od koryta i nienawidzicie Polski!!!!
OdpowiedzUsuńPolka
Szanowna Pani Polko! To nie ja, to Stryj jest autorem tego wpisu. To stary zgred i nic mu się nie podoba. Na wszystko marudzi - teraz twierdzi, że nie po to przetrwał lata stalinowskie, żeby oglądać codziennie Kaczyńskiego. No cóż. Przecież nie stłukę Staruszka. Ja sam jestem wielkim zwolennikiem sprzątania naszego polskiego mieszkanka, więc mam już spakowane walizki (swoje i Stryja). W ramach patriotycznego obowiązku (jeśli nas nie zaaresztują) wyniesiemy się na inne osiedle. Łączę patriotyczne pozdrowienia!
OdpowiedzUsuń